Co za szczęście mnie spotkało – mam przed świętami tydzień
wolnego. Odpracowane sumiennie, więc nic darmo. Przy porannej kawie z taaaaaaaką wysoką pianką, planuję najbliższe dni.
Najpierw przedświąteczne porządki. Trudno do nich się zebrać, ale jestem pewna,
że doda mi to energii i wyzwoli od późniejszych wyrzutów sumienia, kiedy będę
leniuchowała z książką alboli też jeno spoglądała w siną dal wystawiając buzię
do słońca. Rozmyślam też o nowych ozdobach świątecznych. Znalazłam inspirację
na nietypowe pisanki, więc muszę mieć wysprzątaną chatkę aby wyrzuty sumienia i
kotłujące się koty w zakamarkach nie zatruwały przyjemności nicnierobienia
podczas tworzenia. Musimy też załatwić kilka spraw niezałatwionych, stale
odkładanych, bo praca, bo wyjazdy służbowe, bo zawsze coś innego i dzień niby
dłuższy a czasu wcale nie więcej. I jeszcze muszę trzymać mocno kciuki za pewne
zmiany na (chyba) lepsze, na które mamy widoki, a czy się spełni… No właśnie
boję się myśleć, bo już jakiś czas temu podobna szansa mignęła przed nosem.
Wówczas nie wszystko zależało tylko od nas, teraz jakby więcej, więc tym
bardziej trzymam kciuki i nieśmiało spoglądam w Niebo.
Święta w tym roku zaplanowaliśmy rozjazdowe. Chwilowo mam
dość „rodzinnych” świąt zagęszczonych emocjami nie zawsze dobrymi, rozmowami,
które nie powinny odbywać się przy świątecznym stole. Dlatego też spędzimy je
na walizkach, co nie znaczy, że bez rodziny. Ale bez zadęcia. W każdym razie taki mamy plan, a co z tego wyjdzie…
Komunikat zdrowotny :)
Coś drgnęło ku lepszemu i mam zamiar radować się tym, a nie
sceptycznie dumać: eee tam, i tak wszystko wróci. Nie wróci! Mówię to ja sobie
samej, słuchać się masz babsztylu durny.
Uf czuję się postawiona w pion.
Komunikat meteorologiczny :(
Komunikatu meteo nie będzie, bo co tu pisać, jak jest każdy widzi.